środa, 18 września 2019

Wena 1.






Ludzie przez lata mawiali do innych ludzi - "nie płacz", a znaczyło to ni mniej ni więcej, tylko - "czuję się bardzo niekomfortowo, kiedy pokazujesz swoje uczucia. Nie płacz."

Wolałbym raczej, żeby mówiono - "No dalej, popłacz sobie. Jestem przy tobie."

                                                 - Fred Rogers






Obecnie na Oceanie mojego Życia panuje całkiem przyjemna aura. Trwające dość długo przeróżne sztormy ucichły i choć wiem, że w tej Podróży pogoda bywa kompletnie nieprzewidywalna...to kłamałabym mówiąc, że nie raduję się spokojnymi dniami, dobrym snem, zdrowiem, możliwością smakowania słodkich stron codzienności, czy perspektywami jakie rysują się na moim horyzoncie. Odpoczywam i regeneruję siły po ostatnich intensywnych latach, kiedy to Życie nie szczędziło starań (delikatnie mówiąc), żeby mną potrząsnąć, obudzić i doprowadzić do miejsca, w którym jestem teraz. Nie wątpię, że zbieram siły także na kolejne... "zmiany pogody".

Obecnie, w życiach wielu moich bliskich i przyjaciół trwają wielkie sztormy, burze, nawałnice. Dzieją się rzeczy, na które, my ludzie, zupełnie nie mamy wpływu, lub nasz wpływ jest znikomy w obliczu potęgi Losu. Doświadczenia będące udziałem osób, o których myślę ( i z pewnością wielu innych)  są naprawdę trudne, z rodzaju tych, których najbardziej nie chcemy przeżywać. Oczywiście nie przytoczę tu żadnych szczegółów, ale każdy czytający na pewno sięga wyobraźnią do swoich największych lęków i najbardziej niechcianych wydarzeń. 

Czy ktoś czymś "zawinił"? Nic podobnego, choć ego przekonane o sprawowaniu kontroli nad Życiem gorączkowo szuka błędów i win, rozmyślając, że "gdybym tylko...".

Czy możemy niechcianych doświadczeń uniknąć? Najwyraźniej nie, skoro się wydarzają. 

Skąd czerpać siłę na przejście przez trudne przeżycia? Czy samo to, że je przeżywamy nie świadczy już o tej sile?

Mogłabym teraz pisać o tym, o czym Matt Kahn napisał całą książkę ("Wszystko jest po to, żeby ci pomóc" - ukaże się w tym miesiącu, dam znać), ale nie zrobię tego, bo człowiek, który jest w ogromnym stresie, który cierpi, któremu świat rozpada się na kawałki, naprawdę nie ma ochoty słuchać, że to jest "dla jego dobra"i "po to, żeby mu pomóc". Pragnie tylko, żeby to coś już się skończyło i żeby nastał święty spokój. 
I wiesz co, jeżeli przechodzisz przez trudne chwile - dni - miesiące - powiem Ci jedno - TO MINIE. Na pewno i naprawdę. Ale teraz, tymczasem, w tym sztormie i burzy, po prostu musisz przetrwać, krok po kroku, oddech za oddechem. 

Zaopiekuj się sobą najlepiej jak potrafisz. Bądź sobą, taki jaki jesteś, taka jaka jesteś NAPRAWDĘ. Rób to, co przynosi Ci ulgę ( ale nie wyrządza krzywdy fizycznej, emocjonalnej, mentalnej tobie ani innym ludziom). Bądź w tym prawdziwy, bądź autentyczna - jeśli chcesz złorzeczyć i wygrażać Panu Bogu - rób to, jeśli potrzebujesz Go błagać, upraszać - rób to. Jeśli chcesz płakać, kulić się, tupać czy krzyczeć - rób to. Jeśli potrzebujesz modlić się, medytować, rozmyślać, spać, jeść, pogadać z kimś, albo wręcz przeciwnie, pobyć ze sobą w samotności, pisać, gapić się w ścianę, wyć - rób to. Jeśli chcesz czytać mądre książki i szukać odpowiedzi, czytaj. Jeżeli wręcz przeciwnie, masz gdzieś mądrości tego świata, rzuć książki w kąt. Odpuść sobie  jakąkolwiek "poprawność duchową" czy inną.
Wszystko, co naprawdę czujesz, jest Twoim sposobem na najlepsze przetrwanie danego doświadczenia. 

 WAŻNA UWAGA - podkreślę raz jeszcze, rób wszystko, co chcesz POD WARUNKIEM, że jest to BEZPIECZNE dla Ciebie i innych. Gdybyś czuł, gdybyś czuła, że tracisz panowanie nad swoim bezpieczeństwem fizycznym, mentalnym, emocjonalnym, KONIECZNIE skorzystaj z profesjonalnej pomocy terapeutycznej. 

Życie poradzi sobie z każdym z nas i po burzach wyprowadzi nas na spokojne, słoneczne wody. Takie są cykle ewolucji, którym podlegamy będąc częścią Natury i Stworzenia. 

 Na koniec jeszcze słów parę o moim własnym doświadczeniu. 
Mnie w bardzo trudnych chwilach pomagał płacz, pisanie, spacery, obejmowanie się ramionami, trzymanie dłoni na klatce piersiowej i powtarzanie sobie słów, których najbardziej w danej sytuacji potrzebowałam, a od czasu do czasu wygadanie się do bliskiej osoby. No i bardzo, bardzo dużo słuchałam Matta, bo, jak pisałam w pierwszych postach, ten facet, w pewnym sensie, rzeczywiście uratował mi życie. Ale to były moje koła ratunkowe. Ty masz swoje, jestem tego pewna, tylko dobrze rozejrzyj się wokół i bądź ze sobą szczera. 

A jeśli w tej chwili masz poczucie, że kompletnie nic nie działa, to naprawdę bardzo mi przykro i tylko proszę - weź oddech, połóż dłoń na ciele, na brzuchu, na klatce piersiowej, gdziekolwiek, teraz poczuj swoje stopy, weź jeszcze jeden oddech, powoli, i jeszcze jeden...i kolejny...

Jestem przy Tobie. Kocham Cię. To minie. No dalej, popłacz sobie. Jestem przy Tobie. Wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli teraz myślisz, że jest inaczej - wszystko będzie dobrze. Kocham Cię. 



3 komentarze:

  1. Chyba nadszedł czas na prawdziwy powrót do siebie... Bo, (kto to powiedział?) "Jestem tutaj. Nigdzie się nie spieszę. I to co myślę, czuję, doświadczam, jest dla mnie najważniejsze". Zostawiłabym "myślę" w minionym stuleciu. Na teraz : czuję i doświadczam. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. To minie, to wiem ale kiedy? No kiedy kuźwa to minie jeśli trwa już tyle lat! I jeśli ja nie chcę o tym mówić bo chcę zapomnieć!
    Moni, ani oddech, ani dłonie na ciele, ani płacz, ani kocham się - nie będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak twierdzisz... bo to robiłaś, dzień po dniu, tydzień po tygodniu i dla Ciebie nie działa, bardzo mi przykro, naprawdę. Mogę tylko przytulić w swoim sercu to co, tego kto cierpi.

      Usuń